czwartek, 12 czerwca 2014

Pasterstwo cz. 1

W całym Beskidzie Sądeckim nie ma miejscowości, w której tradycje owczarskie są tak żywe i tak bogate jak w Łomnicy. Hodowla owiec jest tak głęboko zakorzeniona w sercu miejscowych gazdów, że można powiedzieć, iż owce w Łomnicy ma się po to, by były, a nie po to, by przynosiły zysk. W przeszłości hodowla owiec stanowiła podstawę egzystencji miejscowych górali. Z owcy było jedzenie, z owcy była odzież, z owcy była pościel, w każdym siedlisku były owce, przeciętnie na jednym gospodarstwie po 10 – 15 owiec. Znano też kilka rodzajów wypasu, który zwykle odbywał się na nieużytkach, tłokach[1] i po lasach. Najpopularniejszym sposobem było zaganianie owiec od gospodarzy, rano przez jednego z gazdów (nie nazywano go bacą) i oddawanie ich na wieczór. Takim wypasem zajmowało się we wsi paru gospodarzy, zbierali oni 60–80 sztuk owiec. Wierchowcy, czyli ludzie zamieszkujący górskie przysiółki wiedli żywot typowo pasterski, wypasali owce samodzielnie przy własnych zagrodach. Były też bacówki typu wołoskiego. Wówczas owce były oddawane bacy na całe lato po św. Wojciechu i odbierane po św. Michale. Rozpoczęcie wypasu łączyło się z uroczystym rozpaleniem ogniska, czyli watry, okadzaniem stada ziołami święconymi i innymi zabiegami religijnymi i magicznymi. Watra ta musiała się nieprzerwanie palić aż do jesiennego redyku. Zgaśnięcie ognia było złą wróżbą. Na wypas oddawano tylko te owce, które się doiły. Jagnicki i jałowiznę, tj. owce, które się nie zabagniły, zostawały na gazdówce, gdyż za wypas takich owiec trzeba było bacy dopłacić. Baca od każdej owcy dawał właścicielowi po 5 kg syra, nawet za taką owcę, „co była ladaco”[2]. Gdy ser był dawany przed nocą Świętojańską, baca z każdej gołki odkrawał kawołecek dla siebie, żeby owcy mleko nie odeszło. Baca do pomocy miał owcorzy - juhasów i bacowską wiedzę, która pozwalała mu ochronić swoje stado przed chorobami i złośliwymi urokami innych osób.
        Dzisiejszy  wypas owiec niewiele się różni od tego sprzed lat. Tak jak dawniej, owce trzyma się  na halach w kosarach, rozbieranych ogrodzeniach, które po wypasieniu danego kawałka można przenieść. Podstawową różnicą jest tylko to, że dawniej gdy nie było demokracji baca był wolnym człowiekiem, wolno mu było sprzedać to co wyprodukuje i z tego utrzymywać całą rodzinę, a dzisiaj Polscy urzędnicy, wspierani przez machinę Unii Europejskiej robią wszystko by zrujnować gospodarkę pasterską, ziemię sprzedać politykom, którzy dostatnio będą żyć z dopłat do gruntów póki z głodu nie padną barany, które te pieniądze do budżetu UE wpłacają.

[1] Tłok to pole, które w jednym roku się orze i zasiewa, a w następnym stoi odłogiem czyli tłoczy się.
[2] Wywiad Z. Szewczyka z ur. 1871 Anną Jarzębak Arch. Muzeum Etnograficznego w Krakowie.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz